Skocz do zawartości

Rozmowa przy kawie (1)


 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

To teraz trudno będzie się wcisnąć w te wolne niedziele...do kościoła. Może w sobotę przed zamknięciem marketów, różańce będą rozdawać:haha: żeby na niedzielną sumę, nawet Ci, którzy żarliwie się nie modlą, odwiedzili progi świątyni... Ale to taka dygresja tylko była

  • Lubię to 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 minut temu, Łukasz napisał:

To teraz trudno będzie się wcisnąć w te wolne niedziele...do kościoła. Może w sobotę przed zamknięciem marketów, różańce będą rozdawać:haha: żeby na niedzielną sumę, nawet Ci, którzy żarliwie się nie modlą, odwiedzili progi świątyni... Ale to taka dygresja tylko była

No mam nadzieję,że tylko dygresja :haha:

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich serdecznie,

a ja nie znoszę niemieckich nabożeństw ( katolickich i ewngelickich po równo ) i tych wszystkich rozgrzeszających słodkości...Br...Mdli mnie po prostu od świętości powszechnej...

Lubię mojego proboszcza jak grzmi z ambony na wiernych i wytyka im ( nam, mnie ) grzeszność, lenistwo duchowe, niewdzięczność wobec Boga...

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witajcie kochani...:cmok: Późno z łóżeczka powstałam..późno się tu dokulałam się...spóźnioną :kawa: siorbię...ratujecie mi nią życie :donos: A dzisiaj część druga imprezki i sama nie wiem czy smucić się, czy cieszyć? :szok::haha: Ale zanim znowu wejdę na obroty to gnuśnieć będę i radzę wam też....5a5b1d31e7793_niedzielaodpoczywamy.jpg.992285e67dcab3ec304c81cb319866a2.jpg 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Mirelka1965 napisał:

Witajcie kochani...:cmok: Późno z łóżeczka powstałam..późno się tu dokulałam się...spóźnioną :kawa: siorbię...ratujecie mi nią życie :donos: A dzisiaj część druga imprezki i sama nie wiem czy smucić się, czy cieszyć? :szok::haha: Ale zanim znowu wejdę na obroty to gnuśnieć będę i radzę wam też....5a5b1d31e7793_niedzielaodpoczywamy.jpg.992285e67dcab3ec304c81cb319866a2.jpg 

Żyjesz :oklaski::haha: zerknij do wczorejszych rozmów przy kawie i wrzuć jakieś zdjątko z ostatnich chwil imprezy ;)

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, jolantapl. napisał:

Żyjesz :oklaski::haha: zerknij do wczorejszych rozmów przy kawie i wrzuć jakieś zdjątko z ostatnich chwil imprezy ;)

Żyję :oklaski: Ale tak aby, aby...:haha:Skończyliśmy imprezować koło 2-giej....to i odespać musiałam  :donos: Ale już poczytałam wczorajsze :dyskusja: Koleżankę od naleweczek mamy...dobrze się dogadamy chociaż daleko do siebie mamy :hura:Fotek nie wstawię dzisiaj, bo kabelek muszę poszukać i z aparatu na dysk zgrać, a lenia mam :oops:Tak sobie zdjęcie @aga1 oglądałam i też bym tak chciała...kameralnie :tak2: I biżu pikną @violka pokazała....no...mogłabym się jej mężem zaopiekować, jak już go z precjozami wyrzuci z domu :haha: Podzielimy się tą opieką na "biedaczkiem"? :haha:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uwaga, uwaga....pytanie mam...czy @Heidi poradziła sobie z wydłubywaniem  @Łukaszowych włosów z pomiędzy zębów? :haha: Nie zauważyłam odpowiedzi...:haha: I ta orzechowa czekolada....kawowej nie było? :szok: No, bo jakby była, to my z @jolantapl. też byśmy się załapały...:oklaski: 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uwaga...wstawiam...20180113_170900.jpg.c81f6200addfca932e3863ea3498a595.jpgniekompletnie jeszcze zastawiony stół, bo bez sałatek i mięsiw..no i bez gości :tak2: I  przekąski...bułeczki z tapioki, z mozarellą20180113_122436.jpg.c7f346cb148ef70d44371a9574ad353a.jpg, paluchy z szynką parmeńską i serem 20180113_153009.jpg.3d2f41692e19926642c75bc3f6b35d46.jpg,  tartinki z łososiem 20180113_164414.jpg, sernik z musem cytrynowym i truflami kawowymi 20180113_101517.jpg.8a1483e1ad3bb383ab4ded53e236b26b.jpg Pozostałe ciasta wcześniej pokazywałam, a mięska na ciepło, to taki standard który wszyscy potrafią zrobić i znają dobrze :tak2: Uffff....dobrze, że to tylko raz w roku...nie licząc urodzin pozostałych członków rodziny, świąt wszelakich i okazji bez okazji  :haha: 

Edytowane przez Mirelka1965
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj przymroziło...-7, ale bezśnieżnie i bezwietrznie. Przedwczoraj świat został pomalowany na biało przez szadź. Nie miałam wczoraj czasu na wklejanie zdjątek, ale dzisiaj się pokuszę...20180112_112702.jpg.f7bae1a004a21e4d7a147b875f4e237b.jpg To coś dla @Heidi, chociaż jak ma już sieć, tfu...neta, to może niekoniecznie :haha:Obok, pobielony szadzią perukowiec podolski20180112_112738.jpg.d1dc058f34c65d2f1b7b20acb129dd3d.jpg, tu również kwiatostan perukowca20180112_112747.jpg.a222c9a4bffb3978064b2602eaff7e34.jpg. Na kolejnym zdjątku ognik objedzony z owoców przez ptaki, ale ze  ślicznie obrzeżonymi liśćmi 20180112_112943.jpg.b7e2bef1bb067f25ac1c01ce848c0722.jpg. No i moja strażniczka ogrodu 20180112_112815.jpg.dacaa7ff1a2f5b80a0e0c25b2e207f85.jpg Dzisiaj, gdy szadzi nie ma, znowu jest ponuro :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mirelka1965 piękne ja tylko raz widziałam prawdziwą szadż czyli zamarzniętą wodę na roślinach wyglądało to bajecznie :) Nie wiem bo to co na twoich zdjęciach to jest białe a wtedy jak ja widziałam to po prostu była zamarznięta woda przezroczysta k,rystaliczna więc nie wiem czy to się też nazywa szadż.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, jolantapl. napisał:

@Mirelka1965 piękne ja tylko raz widziałam prawdziwą szadż czyli zamarzniętą wodę na roślinach wyglądało to bajecznie :) Nie wiem bo to co na twoich zdjęciach to jest białe a wtedy jak ja widziałam to po prostu była zamarznięta woda przezroczysta k,rystaliczna więc nie wiem czy to się też nazywa szadż.

Szadź to nic innego, jak zamarznięta mgła...a to zjawisko, o którym piszesz, to prawdopodobnie gołoledź, czyli zamarzający deszcz w momencie styku z powierzchnią o temperaturze poniżej zera. Raz tylko widziałam taką prawdziwą gołoledź...wrażenie przepiękne, ale jakże niebezpieczne...Wszystko pokryte warstewką "szkła" o różnych strukturach...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Mirelka1965 napisał:

Szadź to nic innego, jak zamarznięta mgła...a to zjawisko, o którym piszesz, to prawdopodobnie gołoledź, czyli zamarzający deszcz w momencie styku z powierzchnią o temperaturze poniżej zera. Raz tylko widziałam taką prawdziwą gołoledź...wrażenie przepiękne, ale jakże niebezpieczne...Wszystko pokryte warstewką "szkła" o różnych strukturach...

Na drodze bardzo ślisko po prostu lodowisko i rośliny podryte warstewką lodu to widziałam ale tylko raz kilkanaście lat temu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, jolantapl. napisał:

Na drodze bardzo ślisko po prostu lodowisko i rośliny podryte warstewką lodu to widziałam ale tylko raz kilkanaście lat temu.

 Ja widziałam tylko raz , 13 listopada 1995 roku...pamiętam, bo tego dnia zmarł mój Dziadek i musieliśmy jechać załatwiać wszelkie formalności. Wyglądało pięknie, ale było masakrycznie...ani chodzić, ani jechać...ubezpieczalnie się wtedy obłowiły na stłuczkach samochodowych, a ortopedzi zarobili krocie na pakowaniu ludzi w gips :oops:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W takiej gołoledzi kiedyś autkiem jechałam, bywało że na zielonym świetle ani jedno autko nie dało rady przejechać. Podkładałam pod koła gazety i zjechałam na pobocze. Do domu dotarłam tramwajem i to był genialny pomysł bo wieczorem w radio mówili że moją trasę samochody pokonywały ponad 4 godziny. :d:d:d

 

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

26 minut temu, Mirelka1965 napisał:

Dla tych, którzy mają kanał Kino Polska informuję, że leci jeden z moich ulubionych hiciorów..."Krzyżacy", część II, a po nim "Nad Niemnem"  :oklaski: 

A ja dzisiaj obejrzę jeden z moich ulubionych filmów albo nawet 2 a może 3 O.o Do wyboru mam :Czas nas goni :Zielona mila: Dawno temu w Ameryce : hm zaczynam seans filmowy :)

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skopiowane z FB. :d:d:d

 

Teraz o kici kici ;
Posiadam. Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze schroniska, rasy małe kocię. Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy - a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia, zupełnie jak jej pani. Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz, która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu, aż raz zapomnę zamknąć terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem. Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie, wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako że to zawsze lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki nie nastręcza mi to wiele problemów.

Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj - niezamykania łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie pomyśleć. Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i „myśleć”. Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną. Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już w biosie zaprogramowane - ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby kot mógł wejść - taka technologia po prostu. Czasem kot skacze na klamkę, ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał - a wtedy wiadomo - wąż.

Dobrze więc, uporządkuję: żona - delegacja, ja - praca. Wracam, wchodzę do domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem - ja toaletka, okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni - więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer, na parapecik i patrzymy razem przez okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No ja *ocenzurowano*. Nie ni ch*ja to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały kot jest ku*wa za duży, żeby przejść tym syfonem. Ale słyszę tylko pizdut - oż ku*wa, no to nie mogło mi się zdawać - coś ciężkiego poszło w pion. Ku*wa, wszyscy święci w trójcy jedyny Boże, ukazali mi się przed oczami. Kot ku*wa popłynął wprost w odmęty prawego dopływu królowej polskich rzek.

Lecę ku*wa na dół do piwnicy, choć może powinienem od razu do schroniska, zanim wróci moja żona - nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni, może się nie połapie. Ale ch*j, najpierw do piwnicy - zbiegam po schodach, słucham - coś drapie w rurze, pion, kawałek płaskiej rury - miauczy - jest, ku*wa, żyje i nie poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie to ch*j, przynajmniej będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za ch*ja trefla, że kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie i żyje.

Znalazłem taki wziernik, gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici, kici! Ni ch*ja, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten ku*wa głąb zamiast przyjść do mnie to ku*wa chce iść tam skąd przyszedł, czyli do góry w pion. Ja go wołam, a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów i zjazd w dół. No pojebało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem i ni ch*ja, uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda - fight fire with fire - ogień zwalczaj ogniem.

Zatkałem tę rurę przy wzierniku deszczułkami, których używam na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla - geberit i woda w dół - bombs gone. I bieg do piwnicy. Po drodze słyszę jak się przewala po rurach - podziałało. Wbiegam do piwnicy i ku*wa koniec świata. Nie ma moich deszczułek - no może z jedna, cała prowizoryczna tama poszła w ch*j i kota też nie słychać już. Ja *ocenzurowano*. Ku*wa, gdzie ta rura teraz idzie - coś mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów - może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze.

Biegnę na ulicę, jest studzienka - mam nadzieję, że to od mojego domu. Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery - najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl! Auto stoi na ulicy - mam pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny - poszło, aż zakurzyło. Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie. Smród jak cholera, ale złażę tam - ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego domu. Latarka. Ku*wa, mam w aucie, ch*jowa, ale może starczy. Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije - przywykłem po chwili. Zaglądam i jest, oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja *ocenzurowano*. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi, a na dodatek ktoś mi zwali tę pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości.

Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki, tak by mi nie wpadł głębiej. Zużyłem wszystkie taśmy samoprzylepne, plastry, żeby nie wpadł do głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury, ale słyszę tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś w pizdu. Jeszcze tylko trójkąt, żeby nikt się w tę otwartą studzienkę nie wpierdolił, bo na ulicy ciemno. Sąsiad, ku*wa, ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc, a teraz ch*j złamany stoi i się dopytuje. Co mam mu ku*wa powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację? Idźżesz w ch*j, pacanie.
Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i pozatykał sobie też wszystkie otwory, bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach - a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za swoje.

Wracając do kota - bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe, więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę. Papierosik i czekam pod studzienką, bo nuż mu się zmieni i wyjdzie dobrowolnie. Ku*wa, drugi sąsiad przyszedł - po pięciu minutach następny odmyka wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa - ku*wa, ludzie to są barany. Idę do domu, obie wanny pełne, ognia - spuszczam wodę z wanien i dokładam dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma ch*ja, to go musi wygonić albo utopić.

Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy, a tego skurwiela dalej nie wylało z kąpielą. Ku*wa mać, urwało się wszystko w pizdu i popłynęło, bo ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki - w ch*j - jak się to gdzieś przytka, to będę miał przejebane. Znowu do domu po drugi pogrzebacz, bo trzeba zamknąć ten pierdolony dekiel. Wchodzę - a ten skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja *ocenzurowano*! Jak on ku*wa wyszedł, którędy? Ano ku*wa wziernikiem w piwnicy - zostawiłem otwarty. Ja ku*wa stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Zajebię. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. Ku*wa mać. Przynajmniej kuleje.

Straty: zajebane łazienki, w obu przelała się woda z wanien, zajebana piwnica, bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na piwnicę. Pościel w sypialni do wyjebania, brezent z reklamą firmy - poszedł w ch*j, latarka - w ch*j, pogrzebacz w ch*j. Afera na ulicy jak ch*j

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kotek histeryczny śmieszny, kiedyś ktoś opisywał jak należy kotu podać tabletkę na robaki.Pol domu w strzępach!

 

W swoim życiu pamiętam dwie gołoledzie.

Jedną ze 30 lat temu, gdy nie mogłam iść chodnikiem, a autobus nie mógł się na przystanku zatrzymac.

Jakimś cudem do pracy dojechałam.

A drugą też nie zapomnę, bo nie pojechałam nigdzie.

Auto przykryła gruba skorupa lodu.

Nie było szans zeskrobać, bo skrobaczki się łamały.

 

Lubię taki szron w ogródku, szczególnie na suchych  kwiatostanach hortensji.

Dziś gra WOŚP ! :)

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
 Udostępnij



O nas

Forum Opiekunkaradzi.pl służy Opiekunom osób starszych już 8 rok. W tym czasie napisali oni (Wy) 356 tysięcy postów w blisko 49 tysiącach tematach, tworząc ogromne kompendium praktycznej wiedzy o pracy w opiece w Niemczech i Szwajcarii. To przy wsparciu Społeczności forum powstały Stelomierze, Rankingi opinii, Mapa Opiekunów i pierwszy w branży opiekuńczej multiFormularz, pozwalający aplikować jednym kliknięciem do wielu agencji na raz, będący uzupełnieniem działu pracy, w którym oferty pracy w Niemczech, Szwajcarii, Austrii i we Włoszech publikuje ponad 50 sprawdzonych i polecanych firm i agencji pracy. 

logo-opiekunka1.png
Wszelkie prawa zastrzeżone 2015-2023 Opiekunkaradzi.pl 

Polityka prywatności i cookies  |  Regulamin Kontakt  |  Reklama i HR - cennik


×
×
  • Dodaj nową pozycję...