@Kare,poczytałam i tak się zastanawiam czy Ty miałaś w ogóle jakieś pozytywne doświadczenia w tej pracy...
Trochę już jeżdżę i przyznam ,że nie trafiłam na nieprzyjemne rozstania z rodziną.Może nikt mi się na pożegnanie na szyję nie rzucał,może nie zawsze dostałam kopertkę z szeleszczącą zawartością,ale zawsze były to sympatyczne pożegnania.Co ciekawe te kopertkowe w większości były w miejscach ,gdzie byłam tylko raz ,na zastępstwie i rodzina wiedziała ,że nie wrócę.
Doświadczenia z parami też nie mam złe.Pary często zajmują się sobą i nie trzeba z nimi siedzieć:)Bywa,że pacjentki sa zazdrosne o męża,ale tarcia ,jako takie mnie jakoś ominęły.Pary są ok,pod warunkiem ,że ta druga osoba jest na 100% samodzielna.
Niemcy nie tyle lubią walczyć o kasę ,ile lubią przyoszczędzić:)Jak każdy.A kiedy jest szansa zrobic to kosztem opiekunki rodzica, to radocha na maxa:)Np.oszczędności na fryzjerze,ogrodniku,fusspflege.Tylko pokaż ,że potrafisz np.loczki zakręcać i pozamiatane,każda kolejna jeśli się nie postawi to kręci:( O wykorzystywaniu opiekunki do czynności strice medycznych-podawanie insuliny,zmiany opatrunków,wymiana stomii itp. itd,. to nawet nie mówię,choć tego nie kumam bo za większośc tych zabiegów kasa chorych płaci i spokojnie może to robić uprawniony niemiecki personel.
Rodzina i PDP nie przyzwyczajeni do opiekunki.To chyba oczywiste ,że pierwsze kroki są dla wszystkich trudne.W końcu wpuszczają do domu rodzica obca osobę ,o której wiedzą tyle co nic.Muszą się z tym oswoić i nabrac zaufania.Jesli między PDP a opiekunka zaskoczy i jest tzw,chemia to pracuje się bezstresowo.Ale PDP tez musi się oswoić i uznać ,że pomoc mu jest koniecznością.U niektórych to trwa długo ,bo nie potrafią się pogodzić z własnymi niedostatkami samodzielności.Na obecnej szteli jestem już 3 rok a przyjechałam jako opiekunka nr 11...Zaskoczyło,chemia jest,PDP pogodzona z tym ,że sama nie może już funkcjonować i pracuje się bez stresu:)Na luzie.
Ale oczywiście sa miejsca ,gdzie choćby skały srały pewnych rzeczy albo nie przeskoczysz,albo stan PDP jest taki ,że nie nadaje się do opieki domowej a rodzina na siłę to forsuje i wtedy wszyscy się męczą ,opiekunki zmieniają co chwila i to już nie jest praca tylko horror.
Co do pożegnań ostatecznych ,to mam farta bo jeszcze żaden PDP przy mnie nie odszedł.To chyba bonus za pracę w tzw.poprzednim życiu ,gdzie pożegnałam bardzo dużo pacjentów.Wiec teraz mnie to jak na razie omija.
Ogólnie rzecz ujmując,trzeba przynajmniej troszeczkę tę robotę lubić i siebie w niej polubić.Poczuć chemię do własnego odbicia w lustrze.Wtedy jest dużo łatwiej.No i nie zapominać ,że to tylko i wyłącznie praca.Zawsze!
Mam znajomą opiekunkę, dla której każda kolejna sztela jest "chu....wa".No ,sorki mówię ,w ciągu roku ok. 13 miejsc i każde takie???Nie ma takiej możliwości raczej...Więc albo wściekły pech ,albo to nie sztele są "ch....e"Czasem naprawdę dobrze jest się sobie przyjrzeć jak komuś zupełnie obcemu i nie oszukiwać się w ocenie:)