Myślę, że w naszej trudnej pracy zabawne zdarzenia i wesołe sytuacje nie są częste, ale na pewno warto je pamiętać i podzielić się nimi z innymi.
Poczucie humoru to odzyskuję zasadniczo w Polsce, zwłaszcza kiedy wracam z trudnej szteli i opowiadam o moich przeżyciach. Na pewno pomaga mi to rozładować napięcie i odreagować. Śmieją się wszyscy z moich przygód, uwiązania i niezdrowych i wydzielanych mi posiłków i ...ja też się śmieją całą gębą, chociaż na szteli mi do śmiechu wcale nie było, ale wiadomo trzeba to jakoś odreagować.
W pracy z Pdp trudno żartować, bo to rzadko są partnerzy do żartów. Jeśli już to staram się jedynie zachować pogodny nastrój, rzucę jakąś wesołą uwagę i zachowuję wyrazistą mimikę i gesty ( jak najwięcej !) , zwłaszcza przy demencji. Ogólnie starzy ludzie lubią słuchać kiedy opowiada się jakieś historyjki i coś jeszcze pokazuje. Czasami jakaś zupełna pierdoła potrafi nagle kogoś rozbawić.
Ale i zabawne sytuacje z prawdziwego zdarzenia się tu zdarzają, choć przeważnie jako przypadek. i tak było ostatnio : pan Dziadzio mnie rozbawił do łez. Ma on w szafce nocnej zawsze Dulcolax w drażetkach, środek przeczyszczający i bierze co jakiś czas. Ostatnio zamówił sobie nowe opakowanie i widocznie zażył wieczorem... Po śniadaniu mi raportuje, że to już nie działa... A to dlaczego ? hmm...podobno tabletki teraz jakieś wielkie robią i tylko kawałek sobie uciął, bo by nie łyknął przecież...Tak opowiada. Smakowało mu jak mydło i ...nie pomogło. Dziwne bardzo i podejrzane.... Idę do jego pokoju, zaglądam do szafki i patrzę na opakowanie : zapfchen ! czopiki !!! Śmialiśmy się jak opętani. Nie jest pan Dziadzio taki oczytany jak się wydaje.
Historia z morałem, bo starsi nie powinni się przecież sami kurować.
Piszcie o swoich wesołych historiach !