W związku z dyskusją o nocnym życiu naszych pdp przypomniała mi się z jednego z krótszych moich pobytów w Niemczech, tak groteskowa sytuacja , że godna być sceną w jakimś filmie. Pdp od początku wołała mnie w nocy i po paru dniach dniach miałam już dosyć wysadzania staruszki na jej krzesełko toaletowe, czekałam już tylko na bilet powrotny.
Pamiętam dokładnie - na zegarze było 10 po trzeciej ( noc ) kiedy zawołała mnie po raz któryś. Nie reagowałam od razu i byłam już bardzo zła i osłabiona. Babcinka siedzi na swoim krzesełku i się odgraża, że mi napiszą fatalną opinię ( brudasa ze mnie zrobią ! ), bo moje koleżanki wszystkie wstawały i przychodziły z uśmiechem... I co jeszcze ? co jeszcze ? Śpiewały jej pięknie...
Przyznam, że z przemęczenia nie wiedziałam co odpowiedzieć. W uszach mi szumiało i bałam się, że zrobię coś głupiego...... A może ja oszalałam ? Śpiewały tu po polsku przy tym Toalettenstuhl w nocy ? A mi czarne punkty tańczyły przed oczami.
Następnego dnia półprzytomna zrobiłam jeszcze śniadanie i potem ...krew rzuciła mi się z nosa, zrobiłam sobie zdjęcia i usłyszawszy o zdjęciach Rodzina Pdp natychmiast skontaktowała się z kimś tam i następnego dnia miał już być bilet. Wywieźli mnie jakieś 50km o 6 rano, żeby kłopotów nie mieli wcześniej, a autobus był po 15tej. Oni chorych nie chcą ! chcą silne kobiety co chcą pracować !
Sprawa skończyła się dobrze, bo szybko, ale pytanie pozostaje co mogłam odpowiedzieć tej Pdp i jej rodzinie ?
Jeśli mam wątpliwości co powiedzieć to twardo nic nie mówię i wtedy też nic nie powiedziałam. Na namysły czasu ani sił nie było
Ale co można powiedzieć ? czy można coś powiedzieć ? w sytuacji gdy nagminnie są chwalone poprzedniczki ? jako np. pięknie śpiewające w nocy ?
a może mieliście podobne problemy ?