Zajmuję się małżeństwen. On 88 lat, Alzheimer, cukrzyca insulinowa, nadciśnienie, alkoholizm. Ona 90 lat, ma demencję, napady histerii i kłopoty z biodrami.
Najwięcej problemów jest z kobietą. Nie chce się myć, dostaje szału jak sie usiłuje nakłonić do pójścia do łazienki. Chce wszystko robić sama a nie powinna, bo ze względu na jej luźne panewki biodrowe, muszę ją myć na krześle. Przed każdą kąpielą spazmy i po kąpieli też.
Dwa razy w tygodniu przychodzi masażystka i po każdym masażu też spazmy, bo masażystka, kazała się położyć później wstac a starsza pani tego nie znosi, by ktos jej mówił co ona ma robić.
Dziś rano jak zwykle pojechalam do piekarni po świeże bułki. Zrobiłam śniadanie, on zjadł ona jeszcze spała. Pojechałam więc do miasta ok. 8 km. po mięso i ryby. Kiedy wróciłam po 9:00, ona wstała i poszla się położyć na kanapie. Nie chciała jeść ani nawet kawy się napić. Narzekała na bolące biodro. Nie wiedziałam czy to znów jej humory czy też naprawdę znów panewka się przesuneła. Ruszyłam tą nogą, miała pelny zakres ruchów, normalne czucie. Odczekałam kilka minut, usiłowalam ją ułożyć w wygodniejszej pozycji, ale nie pozwoliła się już ruszyć.
Chciałam wezwać pogotowie, ale narobiła wrzasku, że dałam spokój. Odczekłam jeszcze ze 20 min.
W końcu córkę ktora mieszka tuż obok. Mówię do córki, że albo znów to biodro zwichneła, albo ma ucisk na nerw.
Ona wezwała pogotowie, zabrali babcie do szpitala.
Teraz córka przyszła i mnie zwyczajnie "objechała", że nie powinnam od razu wezwać pogotowie a ja czekalam.
Za pierwszym razem jak zwichneła biodro natychmiast sama pogotwie wezwałam, ale też dostałam ochrzan, że babcia się przewróciła. Dziś biodro zwichneła leżąc na kanapie.
Babcia jest osobą ciągle narzekającą i naprawde nie wiadomo kiedy naprawdę coś się złego z nią dzieje a kiedy ma zly humor.
Teraz ja mam już wszystkiego dość.
Jestem rozdrażniona przemęczona i nie mam ochoty już na nic.
Według planu powinnam już jechac do domu, ale zmienniczka jak zwykle przesuneła termin.
Od tygodnia jestem przeziębiona, ledwo chodze i jeszcze jak mi ktoś dołoży z drugiej strony to chyba padnę i się przewrócę.
Agencja robi mnie w bambuko z opłatami na ZUS. Płacą w kratkę.
Już tyle spraw się nazbierało, że i mnie dopadła depresja.
Jestem psychicznie tak zmęczona, że chce mi się ryczeć.
Ale kogo to obchodzi.