Mieliśmy pacjenta, młodego faceta. Przed trzydziestką. Niedoszły prawnik. Trafiał regularnie co dwa miesiące na 5 - 6 tygodni, z czego większość czasu spedzał w izolatce spasowany. Potwornie agresywny, bardzo inteligentny. Jeśli się rozkręcił i nikt w porę nie zauważył, sześciu sanitariuszy miało problem żeby go spasować.
Ojciec sedzia, przez długie lata przewodniczacy Sądu Pracy w pewnym mieście powiatowym. Obecnie wzięty mecenas. Gdy młody P. trafiał do nas, zawsze naszprycowany rolkami przez ratowników, zawsze w asyście policji, jego papa zaczynał nas odwiedzać. NAS. Nigdy syna. Kim on nas nie straszył, gdzie on nas miał nie podawać, od dyrekcji szpitala, prokuratury, po roszczenia cywilne za błędy medyczne i błędy w sztuce, po organ załorzycielski czyli Marszałka województwa i ministra zdrowia. Taki cymbał. Do syna ukradkiem zaglądał przez pancerne okienko we wzmocnionych drzwiach izolatki. Kiedy już byłem na wypowiedzeniu, bo juz miałem plan by pracować w DE i naprawdę w doopie miałem starego P. i jego groźby, wydarzyła się taka sytuacja, że znowu przyjechał i strasznie strzelał z doopy do koleżanki którą miała odcinek z dozorami. Mijałem ich w korytarzu, nagle wkoorw mnie ogarnął, odwróciłem się na pięcie i powiedziałem do starego P., że zamiast nas tu tak straszyć i przerażać, choć my to i tak na stoperanie wszyscy jedziemy bo tak nas zastraszył że luźna kupa nogawkami by nam ciekła, to niechby wszedł do synka, do izolatki, niechby na łóżku usiadł, pogadał z jedynym dzieckiem. Niech się nie boi, synek w trzech pasach, pasy na rękach zadrutowane... Nabrałał powietrza żeby coś odpowiedzieć, zczerwieniał i po chwili odwrócił się na pięcie i wybiegł z oddziału. Kilka dni wszyscy przeżywali że teraz to przynajmniej kontrolę z NFZtu nam naśle, oddziałowa się obraziła na mnie, ordynator wezwał na dywan, że jakby co, to wyrażałem swoją osobistą opinię i on nie ma z tym nic wspólnego. Oczywiście nic się nie wydarzyło.
W maju na urlopie w PL spotykam koleżankę z psychiatryka no i bla bla, pitu pitu opowiada mi co się dzieje w oddziale. Pytam o młodego P. Na co ona, doigrał się, długo nie wyjdzie. Udało mu się znokautować dr K tak że miesiąc na zwolnieniu był, a młody P. na jedynkę trafił (psychotyczni), leży teraz jak warzywo, tak zalekowany że ślina z kącika ust płynie A pampers na doopie. Piekło za życia.
Czemu o tym piszę? Bo znam doskonale jego historię i wiem że to dziecięcy pokoik.
Co do Chylińskiej.. no cóż, naflugała matce do milionów ludzi. Rozumiem jej bezsilność. Ona swojej bezsilności nie rozumie i jej nie uznała. Więc jest skazana na ten ból. Ale tak naprawdę interesująca jest figurą ojca o którym prawie nic nie powiedziała. Ale za to powiedziała o miłości życia, facecie 20 lat starszym, który ją pochłonął strawił i wysrał. Czyli porzucił. I myślę że to mówi wszystko. A tak w ogóle to przecież tylko promocja nowej płyty