Skocz do zawartości
  • wpisy
    4
  • komentarzy
    50
  • wyświetleń
    1480

O blogu

Od niedawna jeżdżę jako opiekunka osób starszych do Niemiec więc nie jestem starym wyjadaczem ale jak każdy mam swoje własne spojrzenie i swoje własne doświadczenia. Zamierzam o tym pisać.

Wpisy na tym blogu

Łatwe zlecenie

Kolejnym zleceniem było zlecenie do Gangreny. Przezwisko dałam jej bo przez pierwsze trzy tygodnie przetrenowała mnie niesamowicie. Kobieta całkowicie zdrowa na umyśle, po przebytym udarze ale sprawna fizycznie, tyko na spacery chodziła z rolatorkiem. U niej wszystko musiało być dokładnie tak jak ona chce. Podłóg nie myło się tylko froterowało starym swetrem ( bo panele drewniane ), odkurzanie wykładziny i trzepanie dywaników to też rytuał. Odkurzając nie wolno było nawet puknąć o ścianę, mebel albo drzwi. I takie tam inne drobiazgi z którymi dało się żyć. Dla niej to stanowiło problem dla mnie nie.

I gdybym nie musiała siedzieć z nią nawet jeśli leży na wersalce i podsypia to byłoby fajnie. Ale jak sama powtarzała - nie płaci mi za siedzenie w moim pokoju.

Pomimo pewnych niedogodności było całkiem nieźle. Dom nieduży, tak urządzony że było czysto i ten porządek łatwo było utrzymać. Żadnej dowolności w obiadach, kilka wersji powielanych bez końca ( Gangrena miewała sensacje żołądkowe ). Do mnie mówiła po niemiecku choć z sąsiadkami rozmawiała już w dialekcie. Nie powiem że ją polubiłam ale nauczyłam się z nią żyć i za ten spokój i powtarzalność byłam wdzięczna. Nawet radio czy telewizję włączało się o określonych godzinach i tylko na 10-15 minut. Czy się nudziłam ? Nie. Sama nie wiem dlaczego ale nie nudziłam się i nie miałam czasu się nudzić.

Na stałe była tam dziewczyna którą mogę określić jako zmienniczkę idealną. Idealną bo bez zadęcia, bez pouczania i bez gadulstwa. Z dużym dystansem do tej pracy, podopiecznej, innych zmienniczek i do siebie samej. Normalna, fajna, konkretna.

Obiecałam wrócić po świętach i sama nie wiem dlaczego. Może zrobiło mi się żal Gangreny a może raczej  chciałam mieć już niejako zaklepane miejsce. Nie wiem, sama teraz nie wiem dlaczego obiecałam wrócić.

Po powrocie było już łatwiej bo od razu właściwie spokój. Mój niemiecki był coraz lepszy, na tyle lepszy że choć prosiłam Gangrenę by poprawiała moje błędy to twierdziła że mówię dużo, szybko i prawie bez błędów. Było kilka zabawnych historii, trochę a nawet więcej niż trochę śmiechu i pewnie bym tam wracała gdybym się z nią nie pokłóciła.

Pauzy miałam do 14-stej a często 15-20 minut wcześniej przychodziła córka Gangreny i grałyśmy w chińczyka. Bywało że spałam i nie wstawałam przed 14-stą a bywało że celowo wyczekiwałam do 14:00. Aż któregoś dnia po południu mi wypomniała że jej córce było przykro że nie wyszłam wcześniej zagrać. To jej powiedziałam że należą mi się 2 godziny przerwy a tego dnia i tak miałam tylko 1,5 godziny bo skończyłam sprzątać po obiedzie o12;20. Gangrena powiedziała że to moja wina bo mogłam wcześniej podać obiad. Ja swoje, ona swoje, ja spokojnie, ona nerwowo. Jak mnie złapała za ramię i potrząsnęła to tego było za wiele. Wyszłam. Wróciłam. Powiedziałam że jestem tu ostatni raz, wytrzymam do końca zlecenia ale nigdy już nie wrócę.

Zostało nam jeszcze wspólnie spędzić kilka tygodni a że lubię dobrą atmosferę to jak mi złość przeszła to odzywałam się normalnie, normalnie żartowałyśmy i śmiałyśmy się. Ale gdy okazało się że zmienniczka chce przyjechać dwa tygodnie wcześniej, zgodziłam się z ochotą. Gangrena myślała że to ja skróciłam swój pobyt.

Nie wspominam jej źle choć zasłużyła na swoje przezwisko. To co mi się tam spodobało to wielki porządek. Zarówno w domu, jak i w życiu, wszystko z góry określone, kiedy pranie, prasowanie, zakupy, co na obiad, na śniadanie czy kolację. Właściwie wszystko się działo jakby poza mną. Mimo dużego rygoru jaki tam panował czułam spokój.

 

 

Uczę się

Przez kilka pierwszych miesięcy w opiece skupiłam się głównie na nauce języka i cały czas bałam się że nie będzie dla mnie zleceń. Bo i małe doświadczenie i słaby język. Wpadałam w panikę już pod koniec zlecenia. W domu czułam się niepewnie czekając na telefon czy ofertę. Niby wiedziałam że tej pracy jest dużo ale jakoś czułam się jakaś bez przydziałowa bo jednak zlecenie to niepewność, to nie etat. No i siedząc w domu nic nie zarabiałam. Czułam nieomal boleśnie jak pieniądze się kurczą a ja tracę grunt pod nogami.

Trudno było mi zaakceptować ten brak stabilizacji. Brak pewności co do terminu wyjazdu, warunków wynagrodzenia, tego co zastanę na miejscu. Ale miałam silne parcie by się uczyć. Uczyłam się nie tylko języka ale i z każdym zleceniem spotykałam nowe problemy, choroby i przyzwyczajenia.

Drugie moje zlecenie było za najniższe wynagrodzenie jakie miałam. Ale sama się śmiałam że jestem na urlopie i za to mi płacą. Gdyby nie stawka to chętnie bym tam wracała. Babuszka z cukrzycą i demencją. Ale cukrzyca wieku podeszłego czyli łagodna i demencja też tak łagodna jakby jej wcale nie było. Spędziłam tam naprawdę piękne dwa miesiące. Codziennie właściwie spacerki po 2-3 godziny, do tego piękna pogoda i leżaczek w ogrodzie albo fotelik na tarasie i żyć nie umierać. Jakby tego było mało to w niedzielę córka zabierała mamę na obiad i odwoziła przed 22-gą. A ja już czasem w oknie wieczorami wyglądałam kiedy ta moja Babuszka wreszcie wróci. :)

Zajmowałam się prowadzeniem domu tylko. Z prac pielęgnacyjnych to pomagałam Babuszce się wykąpać w niedzielę. Siadała golusieńka na stołeczku pod prysznicem i czekała. Zanim się zorientowałam że nigdy o nic nie woła i nigdy o nic nie prosi to trochę czasu minęło. Potem nauczyłam się pilnować żeby nie siedziała golusieńka czekając na mnie. Była przygłucha i chyba dlatego często się śmiała. Jak czegoś nie dosłyszała, nie zrozumiała czy po prostu by pokryć zażenowanie. Naprawdę Babuszka przez duże B.

Miesiąc minął zanim Babuszka zorientowała się że rozumiem po niemiecku a nawet potrafię coś tam porozmawiać. Przez cztery lata były tam opiekunki właściwie bez języka więc zajęło jej to trochę czasu. Tam też pierwszy raz przekonałam się że stała zmienniczka niekoniecznie przekaże prawdziwe informacje. Częściowo dlatego że po prostu nie wie co Babuszka lubi albo na co ma ochotę bo się jej nie potrafiła nawet zapytać. Autorytatywnie o wszystkim sama decydowała i po powrocie była zdziwiona gdy okazało się że Babuszka nie wypije kawy, którą jak zwykle zrobiła o 16-stej bo po prostu nie ma wcale na nią ochoty. Miałam tam naprawdę dużo czasu wolnego więc uczyłam się języka dość dużo, choćby z nudów. :)

Po powrocie od razu zmieniłam agencję. Nie dlatego że byłam niezadowolona bo wszystko było OK, ale nawet jak po teście językowym dostałam lepszą ocenę to oferty nadal były za małe pieniądze. Zmieniłam agencję i startowałam z wyższej stawki od razu. I potem kolejny raz i kolejny. Niestety agencje szufladkują nas według tego za jakie stawki jeździliśmy. Niby uwzględniają postępy językowe ale zawsze upychają w tych najgorzej opłacanych miejscach. Nie trafiłam na złą agencję, z każdą dobrze mi się pracowało i nie wykluczam że kiedyś nie pojadę z nimi ponownie.

Powitanie

Najmilsze powitanie czekało mnie na pierwszym adresie.

Pudełko czekoladek i karteczka po polsku z powitaniem i życzeniem miłej pracy. Karteczka napisana przez Polkę, znajomą jednej z córek, ale byłam pod wrażeniem że komuś się chciało. Pokój nieciekawy, dostosowany dla opiekunki, nowe łóżko i pościel, nowa komoda, ale reszta to już widać że wiekowa. Usiłowałam doprać wykładzinę ale nie udało mi się, tylko plamy się zrobiły jaśniejsze. I większe. Za malowanie brudnych tapet nawet się nie zabierałam.

Podopieczna, nazwijmy ją Gosią, inkortynentna, poruszająca się przy chodziku lub na wózku. Niestety pierwsze piętro więc byłyśmy uwiązane w domu. Zresztą Gosia i tak by nie chciała nigdzie wyjść. Była strasznie leniwa, samolubna i marudna. Podobno depresyjna ale ja nic nie zauważyłam. Poza marudzeniem miała poczucie humoru i w tej mieszance budziła moją sympatię. Polubiłam ją dość szybko, chyba z wzajemnością ale i tak nie byłam dla niej ważna. Ani ja, ani  jej córki ( z którymi wiecznie się kłóciła ) nie byłyśmy ważne. Ważny był dla niej wyłącznie jej mąż !

Lubiłam na nich razem patrzeć bo widok był fajny. Jej niezbyt ładna i niezbyt sympatyczna twarz dosłownie stawała się piękna gdy patrząc na męża uśmiechała się. Pierwszy raz w życiu widziałam że miłość naprawdę uskrzydla ! Co nie przeszkadzało Gosi wykorzystywać męża niesamowicie. Była zaborcza aż do przesady. Przekraczała wszystkie granice przyzwoitości. Potrafiła zrobić awanturę córce bo za długo z ojcem rozmawia przez telefon. Mąż po operacji na raka, osłabiony, stracił 20 kilogramów ale dla niej to było nieważne. Przyzwyczaiła się że to ona jest chora i to ona wymaga opieki i tego również wymagała od męża. Ja miałam ich oboje od tego powstrzymywać. Ciężko było bo czasem cichcem mąż zmieniał pampersa ( a miał niegojącą się ranę brzucha ) mimo że Gosia ważyła więcej od niego samego. Również męża dziwne poczucie czystości było problemem. Zmoczone prześcieradło, getry czy koszulę suszył na kaloryferze albo suszarką do włosów. Niby przyznawał mi rację że lepiej wyprać ale jak przyszło co do czego to twierdził że nie ma 20-stu prześcieradeł, koszul czy getrów. Więc musiałam cichcem podmieniać ubrania i wrzucać nieświeże do pralki.  Gosia lubiła czystość i świeże ubrania. Za to nie lubiła się kąpać a szczególnie myć włosów. Kombinowała jak koń pod górę by jakoś przesunąć na później kąpiel, a później mówiła że już za późno, że jutro. A "jutro" znów było to samo. Czasem pozwalałam jej się wymanewrować ale pilnowałam żeby przynajmniej te dwa razy w tygodniu jednak się wykąpała. Na mycie głowy dwa razy w tygodniu nie było szans. Takie proszące minki stroiła, tak się zabawnie skarżyła, przekomarzała że odpuszczałam. A ona oddychała z ulgą i puszczała do mnie oczko. Pierwszy raz widziałam kogoś samolubnego i marudnego kto jednak budził sympatię. Dość szybko tradycją stało się w niedużej łazience że jak miała okazję to blokowała mi nogi łapiąc ręką za brzeg wanny. A ja już tradycyjnie jak bocian podnosząc wysoko nogi oswobadzałam się i obie śmiałyśmy się z tego. No chyba że zdążyłam się przesunąć wcześniej co również było powodem do wspólnego śmiechu.

Jak już pisałam - Gosię mimo jej wad polubiłam serdecznie. Męża nie. Córki natomiast odwrotnie. Kochały ojca i to okazywały, natomiast z matką kłóciły się i wyraźnie po prostu jej nie lubiły. Pewnie były ku temu powody, wierzę w to bo poznałam Gosię dość dobrze. Miałam też wrażenie że mąż traktuje mnie jak idiotkę bo nie rozumiem co do mnie mówi a wiem że czasem specjalnie mówił dialektem. Natomiast Gosia mówiła do mnie wyraźnie, unikając dialektu. A sporo ją to kosztowało bo normalnie mówiła dość bełkotliwie, przez telefon często bywała niezrozumiała przez rozmówców. Czasem powtarzała jakieś słowo kilka razy zanim udało się jej powiedzieć wyraźnie. Tym bardziej to ceniłam.

Żegnając się wyściskałam Gosię i z rozpędu podeszłam wyściskać męża ale natychmiast się poprawiłam i tylko wyciągnęłam rękę na pożegnanie.

 

O nas

Forum Opiekunkaradzi.pl służy Opiekunom osób starszych już 8 rok. W tym czasie napisali oni (Wy) 356 tysięcy postów w blisko 49 tysiącach tematach, tworzą ogromne kompendium praktycznej wiedzy o pracy w opiece w Niemczech i Szwajcarii. To przy wsparciu Społeczności forum powstały Stelomierze, Rankingi opinii, Mapa Opiekunów i pierwszy w branży opiekuńczej multiFormularz, pozwalający aplikować jednym kliknięciem do wielu agencji na raz, będacy uzupełnieniem działu pracy, w którym oferty pracy w Niemczech, Szwajcarii, Austrii i we Włoszech publikuje ponad 50 sprawdzonych i polecanych firm i agencji pracy. 

logo-opiekunka1.png
Wszelkie prawa zastrzeżone 2015-2023 Opiekunkaradzi.pl 

Polityka prywatności i cookies  |  Regulamin Kontakt  |  Reklama i HR - cennik

×
×
  • Dodaj nową pozycję...